Dopóki śmierć nas nie rozłączy - Czyli część druga narzekań Oliwkowej.
We wczorajszym poście narzekałam na swego rodzaju wymuszanie na kobietach tego by stawały się matkami oraz tego ,że nawet kiedy staramy się przekonać ludzi wokół ,że za żadne skarby świata nie chcemy mieć dziecka usłyszymy jedynie powielone przez niezliczoną ilość osób : ,,Jeszcze zmienisz zdanie!''
W dzisiejszym poście narzekać będę na coś co w odbiorze społeczeństwa jest równie obowiązkowe co macierzyństwo, a w moim mniemaniu jest równie zbędne, odbierające pewnego rodzaju swobodę, krępujące i utrudniające życie osobom które chcą być ze sobą, beznadziejną formalizacje życia uczuciowego - małżeństwo.
Te sprawy są sobie bliskie choćby ze względu na wydźwięk kierowany do nas ze strony rodziny, znajomych i reszty świata. Kiedy już jesteśmy w związku i nasze otoczenie łaskawie zaakceptuje naszego partnera życiowego (nie żeby miało w tej kwestii cokolwiek do gadania) zaczynają krążyć wokół nas dwa z pośród najgorszych i najbardziej obrzydliwych pytań jakimi można byłoby zniszczyć mój dobry humor, a mam na myśli : ,,Kiedy ślub?'' i ,,Kiedy dzieci?''
Zastanawiam się dość głęboko czy ten świat aby na pewno nie opiera się na udowadnianiu ludziom swojego statusu społecznego. Jak już mówiłam, a raczej pisałam - wygląda to tak jakby kobieta była kobietą dopiero w momencie gdy urodzi dziecko. Dochodzi do tego wszechobecne przekonanie ,że kochamy się dopiero kiedy weźmiemy ślub. Śmieszne nieprawdaż?
Moim zdaniem ślub jest nie tylko nie potrzebny ale i wręcz nie wskazany. Jesteśmy tylko dwójką ludzi miedzy którą jest uczucie które chcemy pielęgnować. Chcemy swojej obecności i wzajemnego szczęścia, czy mamy więc prawo przysięgać ,ze będziemy ze sobą do śmierci skoro będąc tylko i wyłącznie ludźmi popełniamy błędy i w każdej chwili nić która nas łączy może zostać bezpowrotnie zerwana? Czy mamy prawo przywiązywać do siebie wolnego człowieka? Myślę ,że nie powinniśmy z własnej woli utrudniać sobie ewentualnego rozstania. Nic nie trwa wiecznie więc czemu człowiek z góry zakłada ,że jego miłość do drugiego człowieka się nie wypali, nie zniknie i czy pewnego dnia nie będzie musiał powiedzieć ,,odchodzę''. W takim przypadku, przynajmniej z mojego punktu widzenia tułanie się po sądach będąc narażonym na widok osoby którą w pewien sposób krzywdzimy nie daje nam nic poza rosnącym w siłę poczuciem winy i pogłębiającym się załamaniem.
Kolejną kwestią just już sam aspekt ceremonii jeżeli do takiej miałoby już dojść. Ponoć każda dziewczynka, dziewczyna czy kobieta marzy o pięknej białej sukni i welonie. Szczerze mówiąc jak słyszę te bzdety to zastanawiam się czy jestem płci żeńskiej chociaż jak ostatnio sprawdzałam nie miałam podstaw do wątpliwości. Sukienka? Do tego biała? I welon? Bitch please! Jeśli już kiedyś zdecyduję się na tak poważny krok na pewno nie założę sukienki, nie lubię tego rodzaju ubrań, źle się w nich czuje i nie będę na siłę uszczęśliwiać czyichś oczu. Więc jak masz zamiar się ubrać? - pytacie. Może to dziecinne, głupie lub niepoważne, lecz ja odpowiadam - Tak jak lubię najbardziej. Jeśli mamy pozostać przy białym kolorze, byłyby to zwyczajne białe rurki, biała marynarka i bluzka do czego walnęłabym sobie jako obuwie stuprocentowo pasujące do uroczystości - zwykłe czarne trampki! Może jestem nienormalna i mam spaczone spojrzenie na życie ale niech mnie piorun trzaśnie, to są moje poglądy i moje życie. Nikt nie będzie mi narzucał czy i jak mam wychodzić za mąż, czy mam się rozmnażać czy nie i jak będzie wyglądało moje dalsze egzystowanie.
W imieniu swoim i reszty kobiet które chcą pozostać bezdzietne i niezamężne przy czym być szczęśliwe kieruję uprzejmą prośbę do reszty świata : Odpieprzcie się od nas :)
Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam, Oliwkowaa.