18 maja 2013

Dopóki śmierć nas nie rozłączy...


Dopóki śmierć nas nie rozłączy - Czyli część druga narzekań Oliwkowej.

We wczorajszym poście narzekałam na swego rodzaju wymuszanie na kobietach tego by stawały się matkami oraz tego ,że nawet kiedy staramy się przekonać ludzi wokół ,że za żadne skarby świata nie chcemy mieć dziecka usłyszymy jedynie  powielone przez niezliczoną ilość osób : ,,Jeszcze zmienisz zdanie!'' 

W dzisiejszym poście narzekać będę na coś co w odbiorze społeczeństwa jest równie obowiązkowe co macierzyństwo, a w moim mniemaniu jest równie zbędne, odbierające pewnego rodzaju swobodę, krępujące i utrudniające życie osobom które chcą być ze sobą, beznadziejną formalizacje życia uczuciowego - małżeństwo.

Te sprawy są sobie bliskie choćby ze względu na wydźwięk kierowany do nas ze strony rodziny, znajomych i reszty świata. Kiedy już jesteśmy w związku i nasze otoczenie łaskawie zaakceptuje naszego partnera życiowego (nie żeby miało w tej kwestii cokolwiek do gadania) zaczynają krążyć wokół nas dwa z pośród najgorszych i najbardziej obrzydliwych pytań  jakimi można byłoby zniszczyć mój dobry humor, a mam na myśli : ,,Kiedy ślub?'' i ,,Kiedy dzieci?'' 

Zastanawiam się dość głęboko czy ten świat aby na pewno nie opiera się na udowadnianiu ludziom swojego statusu społecznego. Jak już mówiłam, a raczej pisałam - wygląda to tak jakby kobieta była kobietą dopiero w momencie gdy urodzi dziecko. Dochodzi do tego wszechobecne przekonanie ,że kochamy się dopiero kiedy weźmiemy ślub. Śmieszne nieprawdaż?

Moim zdaniem ślub jest nie tylko nie potrzebny ale i wręcz nie wskazany. Jesteśmy tylko dwójką ludzi miedzy którą jest uczucie które chcemy pielęgnować. Chcemy swojej obecności i wzajemnego szczęścia, czy mamy więc prawo przysięgać ,ze będziemy ze sobą do śmierci skoro będąc tylko i wyłącznie ludźmi popełniamy błędy i w każdej chwili nić która nas łączy może zostać bezpowrotnie zerwana? Czy mamy prawo przywiązywać do siebie wolnego człowieka? Myślę ,że nie powinniśmy z własnej woli utrudniać sobie ewentualnego rozstania. Nic nie trwa wiecznie więc czemu człowiek z góry zakłada ,że jego miłość do drugiego człowieka się nie wypali, nie zniknie i czy pewnego dnia nie będzie musiał powiedzieć ,,odchodzę''. W takim przypadku, przynajmniej z mojego punktu widzenia tułanie się po sądach będąc narażonym na widok osoby którą w pewien sposób krzywdzimy nie daje nam nic poza rosnącym w siłę poczuciem winy i pogłębiającym się załamaniem.

Kolejną kwestią just już sam aspekt ceremonii jeżeli do takiej miałoby już dojść. Ponoć każda dziewczynka, dziewczyna czy kobieta marzy o pięknej białej sukni i welonie. Szczerze mówiąc jak słyszę te bzdety to zastanawiam się czy jestem płci żeńskiej chociaż jak ostatnio sprawdzałam nie miałam podstaw do wątpliwości. Sukienka? Do tego biała? I welon? Bitch please! Jeśli już kiedyś zdecyduję się na tak poważny krok na pewno nie założę sukienki, nie lubię tego rodzaju ubrań, źle się w nich czuje i nie będę na siłę uszczęśliwiać czyichś oczu. Więc jak masz zamiar się ubrać? - pytacie. Może to dziecinne, głupie lub niepoważne, lecz ja odpowiadam - Tak jak lubię najbardziej. Jeśli mamy pozostać przy białym kolorze, byłyby to zwyczajne białe rurki, biała marynarka i bluzka do czego walnęłabym sobie jako obuwie stuprocentowo pasujące do uroczystości - zwykłe czarne trampki! Może jestem nienormalna i mam spaczone spojrzenie na życie ale niech mnie piorun trzaśnie, to są moje poglądy i moje życie. Nikt nie będzie mi narzucał czy i jak mam wychodzić za mąż, czy mam się rozmnażać czy nie i jak będzie wyglądało moje dalsze egzystowanie.

W imieniu swoim i reszty kobiet które chcą pozostać bezdzietne i niezamężne przy czym być szczęśliwe kieruję uprzejmą prośbę do reszty świata : Odpieprzcie się od nas :)

Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam, Oliwkowaa.

2 komentarze:

  1. Ohmysweetestbat.
    Tak z każdym słowem, z każdym kolejnym zdaniem myślałam sobie jak bardzo się z Tobą zgadzam. To jest tak niesamowicie piękne uczucie kiedy spotyka się osobę, z którą się dzieli tak, bądź co bądź, jednak ważne poglądy *.*
    Jak ja nienawidzę tego całego...ekhem...o ślubie, dzieciach i "jeszcze zmienisz zdanie". Normalnie mnie to do białej gorączki doprowadza, bo jestem pewna że nigdy nie zwiąże się z nikim prawnie ani nie zmienią się moje priorytety, tak żebym zechciała poświęcić życie dla jakiegoś dziecka - bo tak to wygląda, jak kobieta zostaje matką to niby jest wtedy traktowana jako "prawdziwa kobieta" ale jednocześnie traci jako człowiek - bo nie ma prawda już się samorealizować, bo dziecko. Nie ma prawda poświęcać się pracy, bo dziecko. Nie może mieć już swoich ambicji ani marzeń, bo musi się zajmować dzieckiem. No coś okropnego.
    A śluby tak samo. Może to i ułatwia takie sprawy jak spadek czy odwiedzenie kogoś w szpitalu, ale jednak no...nie, to jest takie strasznie zakłamane w pewnym sensie. Bo jak niby można przysięgać że się będzie przy kimś na zawsze? Wiadomo, jak się kocha to najczęściej właśnie tego się pragnie, ale wymuszanie na kimś takiej obietnicy wydaje mi się wręcz podłe i egoistyczne. Jak kogoś kocham to chcę przede wszystkim aby był szczęśliwy, a nie żeby był ze mną - najmilej by było gdyby te rzeczy szły w parze, ale nie zawsze tak jest. Tutaj mi się kojarzy że "jeżeli kogoś kochasz, pozwól mu odejść" jest bardzo prawdziwe, bo jak się chce czyjegoś szczęścia to pomaga mu się je osiągnąć a nie przywiązuje do siebie. A może to ja jestem dziwna, że tak myślę.
    Jeju, to że każda dziewczyna marzy o białej sukni i welonie to jakiś mit totalny. A wręcz uwłaczający płci pięknej.
    "W imieniu (..): Odpieprzcie się od nas"
    Ja również chce pozostać bezdzietna i niezamężna i osobiście lepiej bym tego nie ujęła! Ale niestety ludzie to szujki i uwielbiają wpieprzać się w życie innych. Ciekawi mnie czy to kiedykolwiek się skończy.

    Przepraszam, że tak kompletnie chaotycznie :))

    OdpowiedzUsuń
  2. No to proszębardzo : KOMĆ.

    OdpowiedzUsuń