21 października 2013

Co się liczy bardziej?

Przez długi czas roznosiła mnie chęć napisania posta. Palce paliły się do pisania, oczy z zapałem wpatrywały w pustą stronę Worda, a mózg... otóż to, mózg postanowił ze mnie zakpić. Wciąż miałam wrażenie, że mam milion pomysłów, czułam się tak jakbym widziała je przez mgłę, mknące jeden za drugim. Nijak jednak nie byłam w stanie rozróżnić choćby jednego. Niemniej z pomocą nadszedł Anonimowy Askowicz który jako jedyny podał mi pomysł na temat wykraczający poza ''co u mnie''. Nie jest to temat tak ambitny jakbym chciała, jednak bardzo dziękuję Drogiemu Anonimowi. Mam nadzieję, że ten post pomoże mi chociaż minimalnie rozegnać mgłę w moich czterech ścianach umysłu. Tak więc, tematem dzisiejszego posta będzie ''Co liczy się bardziej przy zawieraniu znajomości - wygląd czy osobowość?'' Ludzie którzy dbają o to co pomyślą inni lub chcą oszukać samych siebie powiedzą: ,,Tylko osobowość się liczy! Wygląd nie ma dla mnie znaczenia''. Ludzie którzy nie patrzą na wartość relacji a zważają jedynie na to czy mają z kim pokazać się przy znajomych powiedzą ,,Najważniejszy jest wygląd, po co mi jakiś pasztet?''. Ale nie traćmy nadziei, mimo, że w znacznej mniejszości, to są również ludzie którzy odpowiedzą zgodnie z samym sobą i prawdą która dotyczy myślenia zdecydowanej większości ludzi ,,Jedno i drugie jest równie ważne''. Dlaczego uważam, że oba są sobie równe? Ponieważ nim zawrzemy jakąkolwiek znajomość najpierw patrzymy na daną osobę i widząc ją jesteśmy w stanie powiedzieć czy interesuje nas zawieranie znajomości z tą osobą, wygląd decyduje o tym czy podejdziemy i zaczniemy rozmowę, czy też będziemy kogoś unikać. Dla każdego człowieka inny szczegół będzie ważny, dla jednych to czy ktoś ubiera się w markowe ciuchy, czy reprezentuje jakąś subkulturę, a dla innych, w tym przypadku również i dla mnie, będzie ważne czy dana osoba o siebie dba, czy jest osobą schludną i czy ma chociaż minimalne wyczucie estetyki którego brak niesamowicie mnie razi. Wygląd jest ważny bo to on sprawia, że w kilka sekund możemy zainteresować się daną osobą. No bo cóż z tego, że zawrzemy znajomość i rozwiniemy relacje z kimś skoro później będzie nas razić coś w jego wyglądzie, bądź nie będziemy czegoś akceptować? Bezsens. Jednak odpowiadający nam wygląd będzie niczym bez osobowości, bo cóż nam po tym, że przed nami siedzi mężczyzna/kobieta naszych marzeń skoro nie jest w stanie sprostać naszej potrzebie rozmowy na poziomie? No chyba, że komuś odpowiada bycie jedynym rozumnym w danej relacji. Osobowość jest ważna ponieważ to na nią składają się cechy, poglądy, gust i zachowania pośród których znajdą się te które będą czyniły z kogoś naszą bratnią duszę, wroga lub po prostu ciekawą osobę której chcemy słuchać. Podsumowując, każdy człowiek powie co innego, każdy będzie co innego myślał. Nie sądzę by istnieli ludzie dla których na dłuższą metę jedno będzie ważniejsze od drugiego, każdy ma jakieś upodobania w cechach wewnętrznych jak i zewnętrznych. Myślę, że najprawdziwszym stwierdzeniem będzie, iż wygląd jest równie ważny co osobowość, moim zdaniem jest również opcją najzdrowszą dla budowania relacji i każdy prędzej lub później przyzna przed samym sobą, że taka właśnie jest prawda.

To by było na tyle w dzisiejszym poście.
Komentarze są bardzo mile widziane :)
Pozdrawiam, Oliwkowaa.

9 sierpnia 2013

Państwo (nie)dorośli.

Ostatnimi czasy brakowało mi zupełnie pomysłu, lub konkretnej myśli nad którą mogłabym się rozpisać. Jeżeli chcecie poznać moją opinię na dany temat, wiedzieć co o czymś myślę piszcie propozycje w komentarzach lub na Asku. A w tym poście... Otaczający mnie Państwo (nie)dorośli. Tak wielu współczesnych nastolatków chce uchodzić za doroślejszych niż  w rzeczywistości są, nie byłoby w tym nic szczególnie niepokojącego gdyby nie fakt, że w swój proces przyśpieszonego stawania się dorosłym wciągają niewłaściwe czynniki. Nie wiem dla czego dzieci i nastolatkowie uważają, że pokazywanie się z piwem i papierosami postawi ich  w świetle dorosłości, czyżby dlatego, że te produkty są dla nas dostępne teoretycznie od kiedy mamy w portfelu kawałek plastiku świadczący o tym, że mamy ukończone osiemnaście lat - wiek który powszechnie acz błędnie jest uznawany za dorosłość. Nie należy mylić pełnoletności z dorosłością. Po pierwsze papieros w ustach nigdy nie doda nam lat, tak samo jak różdżka w rękach mugola nie zrobi z niego czarodzieja. Po drugie młoda część społeczeństwa, młodzi ludzie tacy jak ty czy ja w większości zdają się myśleć, że nie zaimponują drugiej osobie jeśli nie zaproszą jej na piwo i nie pokażą, że nie boją się urżnąć. Nie mówię, że każdy taki jest, ale takie myślenie jest, występuje na bardzo dużą skalę a najgorsze jest to, że rośnie liczba osób wierzących w to. Po trzecie wydaje mi się, że jest sposób na szybsze stanie się dorosłym, ale droga do dorosłości nie ma nic wspólnego z tym co osiągalne od osiemnastego roku życia, bo dorosłość w moim mniemaniu jest stanem psychicznym i emocjonalnym. Wydaje mi się, że wystarczy zmienić kilka rzeczy, jak np.: w zdaniu ,,Pójdziesz ze mną na piwo?'' wymienić ,,piwo'' na ,,kawę''. Może zamiast patrzeć w telewizor na przesłodzone historie romantyczne przeczytać książkę? Nauczyć się odmawiać i podejmować samodzielne decyzje, decyzje zgodne z nami samymi? Odciąć się od syfu otaczającego nas społeczeństwa. Ale po co ryzykować - pomyśli większość - Jest mi dobrze tak jak jest, udaję głupiego i mam pełno znajomych. A to, że po trzydziestce nie będę miał/a płuc, wątroby ani własnych poglądów...cóż. Zbyt wielu ludzi nie ma odwagi wyjść ze swojej skorupy, zbyt wielu ludzi nie wie, że wewnątrz są dorośli i wartościowi. Zbyt wielu cudownych ludzi gubi swoją osobowość w odmętach społecznego braku akceptacji wobec odstających od szeroko przyjętej normy szalonego, wesołkowatego i imprezowego stylu bycia nastolatków. Nawet nie chce myśleć jak wiele cudownych osobowości zginęło w ten sposób i jak wiele jeszcze zginie. Przykre jak człowiek chcąc dorosnąć jeszcze bardziej cofa się w stronę bycia zagubionym dzieckiem. I tak tworzy się społeczeństwo niedorosłych  i tchórzliwych ludzi z wypranymi mózgami.

Pozdrawiam, Oliwkowaa.

19 czerwca 2013

Kiedy przyjdzie nam powiedzieć ''żegnaj''

Zastanówmy się nad wartością związków, więzi, przyjaźni, i znajomości które łączą nas z innymi ludźmi. Często wydaje nam się ,że nie możemy bez kogoś żyć, że ktoś jest dla nas niewymownie ważny i  tylko przy nim lub przy jakiejś grupie czujemy się dobrze. Bujda, nasze mózgi robią sobie świetną karuzelę z naszych uczuć, nie zdajemy sobie sprawy z tego kto jest dla nas ważny dopóki nie myślimy logicznie, niestety większość naszego społeczeństwa zapomniała co oznacza logiczne myślenie, w skutek czego mamy krocie krótkoterminowych związków i przyjaźni z potocznie zwanego rodzaju ''na zawsze''. Najbardziej denerwujące w tym wszystkim wydaje mi się to ,że ludzie zatracili poczucie wartości słów takich jak miłość czy przyjaźń i rzucają nimi wokół bez większego namysłu. Pary  po kilku dniach w związku potrafią powtarzać sobie ,że się kochają, po czym w tej wielkiej miłości żyją jeszcze miesiąc i przy delikatnym spięciu plują sobie jadem w twarz przyrzekając sobie w duchu ,że będą nienawidzić tej drugiej osoby. Dojrzałe, nieprawdaż? Mniej więcej to samo dzieje się w przypadku przyjaźni. Best friends, psiapsy, posty na nk i fb o tym jak to się przyjaźnimy i nie potrafimy bez siebie żyć a kiedy przychodzi co do czego większość zaczyna się obgadywać wzajemnie za plecami i robić wszystko to czego nie robią prawdziwi przyjaciele. Jak więc oszukać nasz mózg by dowiedzieć się kto jest dla nas naprawdę ważny? Skąd wiedzieć czy to z naszej winy coś się nie rozpadnie? No właśnie, a co gdyby stanąć i wyobrazić sobie ,że widzimy daną osobę po raz ostatni? - jak napisała Dee. To całkiem skuteczne, pomyśl, co by było gdybyś w tej chwili miał/a odwrócić się i odejść mogąc powiedzieć jedynie ''żegnaj''.  Masz ochotę płakać, jest ci smutno, czujesz żal? - To znaczy ,że ten ktoś jest wart miejsca w naszym życiu, jeśli zaś czujesz ,że mógłbyś odwrócić się i po prostu odejść - odejdź.

Pozdrawiam, Oliwkowaa.

18 maja 2013

Dopóki śmierć nas nie rozłączy...


Dopóki śmierć nas nie rozłączy - Czyli część druga narzekań Oliwkowej.

We wczorajszym poście narzekałam na swego rodzaju wymuszanie na kobietach tego by stawały się matkami oraz tego ,że nawet kiedy staramy się przekonać ludzi wokół ,że za żadne skarby świata nie chcemy mieć dziecka usłyszymy jedynie  powielone przez niezliczoną ilość osób : ,,Jeszcze zmienisz zdanie!'' 

W dzisiejszym poście narzekać będę na coś co w odbiorze społeczeństwa jest równie obowiązkowe co macierzyństwo, a w moim mniemaniu jest równie zbędne, odbierające pewnego rodzaju swobodę, krępujące i utrudniające życie osobom które chcą być ze sobą, beznadziejną formalizacje życia uczuciowego - małżeństwo.

Te sprawy są sobie bliskie choćby ze względu na wydźwięk kierowany do nas ze strony rodziny, znajomych i reszty świata. Kiedy już jesteśmy w związku i nasze otoczenie łaskawie zaakceptuje naszego partnera życiowego (nie żeby miało w tej kwestii cokolwiek do gadania) zaczynają krążyć wokół nas dwa z pośród najgorszych i najbardziej obrzydliwych pytań  jakimi można byłoby zniszczyć mój dobry humor, a mam na myśli : ,,Kiedy ślub?'' i ,,Kiedy dzieci?'' 

Zastanawiam się dość głęboko czy ten świat aby na pewno nie opiera się na udowadnianiu ludziom swojego statusu społecznego. Jak już mówiłam, a raczej pisałam - wygląda to tak jakby kobieta była kobietą dopiero w momencie gdy urodzi dziecko. Dochodzi do tego wszechobecne przekonanie ,że kochamy się dopiero kiedy weźmiemy ślub. Śmieszne nieprawdaż?

Moim zdaniem ślub jest nie tylko nie potrzebny ale i wręcz nie wskazany. Jesteśmy tylko dwójką ludzi miedzy którą jest uczucie które chcemy pielęgnować. Chcemy swojej obecności i wzajemnego szczęścia, czy mamy więc prawo przysięgać ,ze będziemy ze sobą do śmierci skoro będąc tylko i wyłącznie ludźmi popełniamy błędy i w każdej chwili nić która nas łączy może zostać bezpowrotnie zerwana? Czy mamy prawo przywiązywać do siebie wolnego człowieka? Myślę ,że nie powinniśmy z własnej woli utrudniać sobie ewentualnego rozstania. Nic nie trwa wiecznie więc czemu człowiek z góry zakłada ,że jego miłość do drugiego człowieka się nie wypali, nie zniknie i czy pewnego dnia nie będzie musiał powiedzieć ,,odchodzę''. W takim przypadku, przynajmniej z mojego punktu widzenia tułanie się po sądach będąc narażonym na widok osoby którą w pewien sposób krzywdzimy nie daje nam nic poza rosnącym w siłę poczuciem winy i pogłębiającym się załamaniem.

Kolejną kwestią just już sam aspekt ceremonii jeżeli do takiej miałoby już dojść. Ponoć każda dziewczynka, dziewczyna czy kobieta marzy o pięknej białej sukni i welonie. Szczerze mówiąc jak słyszę te bzdety to zastanawiam się czy jestem płci żeńskiej chociaż jak ostatnio sprawdzałam nie miałam podstaw do wątpliwości. Sukienka? Do tego biała? I welon? Bitch please! Jeśli już kiedyś zdecyduję się na tak poważny krok na pewno nie założę sukienki, nie lubię tego rodzaju ubrań, źle się w nich czuje i nie będę na siłę uszczęśliwiać czyichś oczu. Więc jak masz zamiar się ubrać? - pytacie. Może to dziecinne, głupie lub niepoważne, lecz ja odpowiadam - Tak jak lubię najbardziej. Jeśli mamy pozostać przy białym kolorze, byłyby to zwyczajne białe rurki, biała marynarka i bluzka do czego walnęłabym sobie jako obuwie stuprocentowo pasujące do uroczystości - zwykłe czarne trampki! Może jestem nienormalna i mam spaczone spojrzenie na życie ale niech mnie piorun trzaśnie, to są moje poglądy i moje życie. Nikt nie będzie mi narzucał czy i jak mam wychodzić za mąż, czy mam się rozmnażać czy nie i jak będzie wyglądało moje dalsze egzystowanie.

W imieniu swoim i reszty kobiet które chcą pozostać bezdzietne i niezamężne przy czym być szczęśliwe kieruję uprzejmą prośbę do reszty świata : Odpieprzcie się od nas :)

Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam, Oliwkowaa.

17 maja 2013

Creepy!

Dżemdobry internetowa maso!

Przybywam, nadciągam i nadlatuję do was z nowym postem. Skąd? Otóż na asku ktoś zadał mi pytanie które spowodowało u mnie ciąg myślowy i generalny słowotok polegający na obronie kobiet które nie chcą mieć dzieci i tego ,że społeczeństwo na owe kobiety reaguje mniej więcej jak coś co w niepożądanie szybki sposób przemieszcza się z nieba w kierunku ziemi przy czym jest okrągłe. ( Spokojnie to tylko frisbee ) Mam na myśli to ,że przecież kobieta może mieć większe ambicje niż ugrzęźnięcie pomiędzy pracą, pieluchami i płaczem dziecka. Alternatywa jest też taka ,że NIE KAŻDA z nas musi mieć wrodzony instynkt macierzyński, ja osobiście jestem przerażona tym jak dostrzec różnicę pomiędzy:
a) ŁEEEE - Jeść!
b) ŁEEEE - Mamo, brudna pielucha!
c) ŁEEEE - Mamo, mam kolkę i trzeba dać mi lekarstwa.
d) ŁEEEE - Eyyy Macarena! Spokojnie ludzie tylko śpiewam.
I tak dalej i tak dalej. Nie chce brzmieć jak jedna z nawiedzonych feministek których nie cierpię ze względu na brak logiki w działaniach, jednak myślę ,że  ból związany z porodem jest chyba w tych czasach uznawany za rodzaj inicjacji  - rodziłaś? masz dzieci? - stuprocentowa z ciebie kobieta! Myślę ,że jeśli tylko któraś z nas nie chce mieć dzieci i nie planuje tego, powinno się ją popierać w tym do czego chce dążyć rezygnując z macierzyństwa lub po prostu nie naciskać.  Kolejnym aspektem jest też troska o dobro dziecka które ma się nigdy nie narodzić, jeśli rozumiecie. Nie chcę być matką bo boję się ,że  nie będę warta by się nią nazwać, nie chce skrzywdzić Merlinowi knuta winnego bobasa tylko dla tego ,że nie poświęcam mu czasu bo siedzę z nosem w książkach, dla tego ,że nie mam cierpliwości i nie rozumiem jego potrzeb. Pytacie jak można mówić o dzieciach tak jak ja o nich mówię skoro sama nim byłam? Właśnie! Byłam dzieckiem i wiem z doświadczenia jakim byłam nieznośnym, płaczliwym, narzekającym bachorem który potrafił obrócić w pył najlepszy humor mamy. 
Jeśli macierzyństwo ma być zniszczeniem przez kobietę nowo powstałego istnienia i zniszczeniem kobiety przez nowo powstałe istnienie muszę powiedzieć ,że to ta transakcja wiązana której nigdy nie powinno się zawierać. Obrzydliwie feministycznym nawiasem - my też chciałybyśmy mieć możliwość rozwoju intelektualnego. Czemu? Choćby po to by nie mówiono ,że na świecie nie ma porządnych,  inteligentnych kobiet, jedynie pustogłowe dupodajki. 

Tyle w temacie :]
Pozdrawiam, Oliwkowaa.

30 kwietnia 2013

Narzekać możemy jedynie na swoją wewnętrzną ślepotę.

Najlepiej myśli mi się w nocy, dlatego ślę wam moje nocne przemyślenia.


Zastanawiam się wciąż, skąd w ludziach bierze się tendencja do narzekania na swoje życie i poddawania się na starcie. Przecież tak właściwie to nie jest wcale tak źle. Oczywiście, nie mamy złotych gór, słoni w karafkach ani  własnych siedmiogwiazdkowych hoteli. W gruncie rzeczy jednak jesteśmy szczęśliwymi ludźmi, prawda? Jasne ,że dotykają nas różne niepowodzenia, ból fizyczny, choroby, strach, utraty bliskich i tak dalej, ale jak by nie patrzeć wokół nas jest tak wiele piękna, doświadczamy codziennie tak wiele niesamowitych rzeczy, czujemy, widzimy, rozmawiamy, obcujemy ze światem i z ludźmi, niby nic a jednak, prawda? Każdego dnia narzekamy na to jacy to jesteśmy nieszczęśliwi, jak to nam się źle układa, ja rozumiem to jako narzekanie na własną ślepotę wewnętrzną. Mam na myśli to ,że ludzie nie ogarniają faktu ,że mają w dłoniach dar który jest ICH życiem i to od nich zależy co dalej będzie, bez względu czy zaczęliśmy swoje życie mając w rękach słabą kartę - chorobę, słabą sytuacje materialną czy rodzinną. Cokolwiek to jest, jest to tylko karta startowa. Jasnym jest ,że posiadanie słabszej karty utrudnia ruszenie z miejsca, ale tak na prawdę to nie bez powodu mawia się ,że dla osoby chcącej nie ma rzeczy trudnych. Tylko od tego czy chcesz być szczęśliwy i od tego czy będziesz robił coś w tym kierunku będzie zależny przyszły stan rzeczy. Tylko od ciebie zależy czy dojdziesz do końca swojej drogi będąc szczęśliwym człowiekiem czy cieniem który przez całe życie gdybał jak by było gdyby nagle stał się szczęśliwy. Szczęście nie spada prosto z nieba, z nieba spadają jedynie karty, które ciężko pracując możesz zamienić w szczęście. Otwórz oczy i nie stój w miejscu, przecież wcale nie jest tak tragicznie, zawsze mogło być gorzej!

Czasem trzeba zacisnąć zęby by uświadomić sobie,
że problem leży w nas samych i przestać obwiniać za nieszczęście wszystko i wszystkich wokół.



Wasza Oliwkowaa :)

21 kwietnia 2013

Cokolwiek, byle tylko się nie uczyć.

Dżemdobry!

No więc z tej strony znowu ja . A to dziwne nie? Jak mówi tytuł posta robię wszystko byleby tylko się nie uczyć. Nagle Merlin jeden wie skąd, mam sto tysięcy pomysłów na posty, nowe zdjęcia, koncepcje na fan fiction do którego napisania zbieram się już z rok, napisałam z dziesięć wierszo podobnych tworów i mogłabym tak wyliczać i wyliczać co jeszcze zrobię i co zrobiłam. Przerażona i zdesperowana ludzka wyobraźnia i kreatywność potrafią się pięknie zgrać z dłońmi kiedy chodzi o coś czego nie chcą robić. Nie dziwie im się. Wyobraźnia i kreatywność nie lubią być tłamszone przez nawał niepotrzebnych w większości informacji a ręce zwyczajnie nie mają siły robić notatek i trzymać książek, coś tam jeszcze mi się o uszy obiło ,że oczy się buntują - nie przepadają za małym druczkiem. Ach te organy, kończyny i tak dalej.  

Zmieniając temat. Mam wrażenie ,że ludzie którzy mnie otaczają są ograniczeni. No może nie wszyscy i nie w każdym znaczeniu tego słowa, jednak myślę ,że albo ludzie są mało inteligentni albo ja mam problem z psychiką. Czy już naprawdę nikt nie potrafi żyć bez alkoholu, papierosów i narkotyków? Społeczeństwo które mnie otacza tak bardzo wzbrania się przed poszerzaniem horyzontów ,że porozmawianie z kimś na tematy wykraczające poza używki, ubrania i seks jest już praktycznie niemożliwe. Nie mówiąc o rozmowach na tematy które mnie interesują, takie jak książki, filozofia czy psychologia. Nie uważam się za chodzącą inteligencję ale co jeśli na tle otaczających mnie kretynów popadnę w samozachwyt? O ironio! To by było straszne. W najgorszym wypadku jedyną osobą która będzie pretendować do tego by ze mną rozmawiać będę ja sama, chociaż w sumie nic się nie zmieni i tak rozmawiam sama ze sobą. Jakby jakiś wariat szukał rozmówcy to możemy podać sobie ręce i porozmawiać. Powiedzcie, czy tylko ja mam wrażenie ,że mój krąg zainteresowań znacznie wykracza poza to czym interesują się moi rówieśnicy i ludzie w okół mnie. Czy tylko ja mam wrażenie ,że mnie jako jedynej nie wciągnął wir mody i gnanie za uznaniem innych?

Pozdrawiam, Oliwkowaa.

18 kwietnia 2013

Oliwkaa? Gdziee Jeesteeś?

BU! Tu jestem!


Tak moi drodzy jeszcze żyje. Trochę ostatnio wariowałam ale chyba mi przeszło. Chociaż nie takim jak ja nie przechodzi. Wariactwo i nierówny sufit mam w genach, myślę ,że nawet gdybym po śmierci miała jeszcze jedno wcielenie byłoby ono tak popieprzone jak obecne. A co gdybym była glizdą na przykład? Zostałabym disco robaczkiem, proste! Zdecydowanie nie przestałam wariować. Chociaż jakieś postępy są, zaczęłam w jakiś sposób starać się dbać o formę, to początki więc nie oczekuje rezultatów. O ile moja nikła systematyczność postanowi mi towarzyszyć, może do wakacji będę w stanie bezwstydnie założyć krótkie spodenki *.* Jeszcze spełnię swoje marzenia. Wam radze to samo, nigdy nie wiecie czy (idąc pozytywnym torem myślenia) nie wyjdziecie na ulice i znikąd nie pojawi się TIR który zrobi z was mokrą plamę  I co wtedy z marzeniami? Umieramy będąc smutnymi, niespełnionymi szarymi cieniami które powinny w momencie śmierci być kolorowymi ludźmi (nie mam tu na myśli barwy skóry oczywiście, to przenośnia) którzy spełnili wszystkie swoje marzenia i pragnienia. Czasami warto poświęcić coś dla czegoś. Jeśli rozumiecie moją chorą logikę. Nie łapcie się od razu za marzenia większego kalibru, nawet te małe dają ogromną satysfakcje, ludzie tak rzadko gonią za marzeniami ,że zapominają jak to jest być prawdziwie szczęśliwym, nie być zadowolonym z życia... ale szczęśliwym. Na moim przykładzie, zawsze chciałam mieć coś w rodzaju pamiętnika ale niezdecydowanie na formę, mania na punkcie estetyki i brak systematyczności mi to zawsze uniemożliwiały. Któregoś dnia byłam sobie w Empiku i wyczaiłam notes, taki notes jaki zawsze chciałam mieć ale jak na złość nigdy nigdzie właśnie takich nie było albo były zbyt drogie, chęć posiadania takiego notesu uważałam za jedno z najdrobniejszych marzeń , ale jednak. Trochę szkoda mi było kasy, bo tani to on nie był, ale kupiłam. Wyobraźcie sobie minę dziecka które dostało zabawkę o której zawsze marzyło, no mniej więcej tak musiałam wyglądać bo cieszyłam się jak dziecko. Głupota, nieprawdaż? Ale prowadzę sobie dziennik, wydane na niego pieniążki w jakiś sposób mnie motywują do ciągłego pisania w nim... Ale nigdy nie powiem ,że nie spróbowałam spełnić chociaż najgłupszego marzenia. Rozejrzyj się może i ty masz jakieś marzenie do spełnienia na wyciągnięcie ręki.       

Pozdrawiam, Oliwkowaa.          


3 lutego 2013

Jedność

Wiecie ,że nie lubię pisać postów na siłę, a nigdy nie wiem kiedy poczuję potrzebę napisania posta. Taką potrzebę czuje w tej chwili. Ostatnimi czasy zaczęłam zauważać jak bardzo się zmieniam ,chodzi mi tu konkretnie o osobowość i o to czego oczekuję od siebie i od innych. Widzę to m.in. patrząc na odrobinkę starsze posty na blogu i doszłam do tego ,że przyczyną może być to ,że wciąż 'szukam siebie', wciąż nie znalazłam tej właściwej Oliwki chociaż doskonale wiem jaka jestem obecnie i co chciałbym w sobie zmienić. Znam swoją wartość ale wciąż czegoś mi brakuje i stąd te ciągłe zmiany. Trochę mnie to martwi bo bliscy mi ludzie przez te moje zmiany zaczynają się ode mnie odwracać. Z drugiej strony, czy jeżeli odwracają się tylko dlatego, że coś we mnie uległo zmianie to są warci tego by ich żałować? Nie wiem, w każdym bądź razie mam nadzieje, że i te bliskie mi osoby i tych kilka osób które zerkają na tego mojego bloga nadążają za mną. Trochę ostatnio wariuję i właściwie nie wiem czy to dobrze czy źle. Cóż nowe doświadczenie zawsze jest dobre.


"Jedność"
Tak naprawdę nicość jest wszystkim
a wszystko co nas otacza jest niczym,
bo przecież co będzie wszystkim dla kogoś kto odrzuca puste nic czekając na wszytko?
Niema wszystkiego bez niczego.
Człowiek który chce wszystkiego dostanie to - po trupach do celu,
ale wtedy pojawi się nicość i położy kres wszystkiemu.
Tylko ten który utrzyma równowagę zjednoczy się ze wszystkim i z niczym 
i tylko on będzie panem losu który miał go prowadzić.

Pozdrawiam, Oliwkowaa.